czwartek, 7 lutego 2013

Styczeń



Styczeń 2013

Czuwaj!
Przepraszam was, za te spóźnienie ale  styczniu przez Zimowisko i inne wyjazdy nie wyrobiłem się z artykułem. Jak widzimy za oknem, zima już powoli się kończy, ale mimo to warto posiąść pewną wiedzę w temacie:

Jak się ogrzać?

Podczas gier terenowych, które odbywały się na naszym hufcowym Zimowisku, podczas ogniska i wielu różnych innych sytuacjach nasz humor i koncentracja psują się z powodu zimna. Ważne jest, żeby się przed nim zabezpieczyć.

(Język może wydawac się troszke nie mój, bo w sporej części posłużyłem się blogiem survivalowym i stamtąd brałem informacje)
Po pierwsze- jakie czynniki składają się na odczuwanie zimna?


Warto zauważyć, że strzałki zasadniczo różnią się wielkością. Otóż, proszę państwa, niskie temperatury nie stanowią dla naszego organizmu większego problemu.
Słyszeliście o krioterapii? Polega na umieszczeniu pacjenta (po zabezpieczeniu końcówek: palców, uszu, nosa…) w wysuszonym pomieszczeniu na 15-20 min. Temperatura w zależności od terapii wynosi nawet -120 stopni Celsjusza.
- Jak to?! A ja jak wychodzę na dwór przy -5 w kurtce, to zamarzam!
No właśnie. Wilgoć + wiatr. Te dwa czynniki (których we wspomnianej sytuacji nie ma) decydująco wpływają na temperaturę odczuwalną.
Jeżeli na dworze mamy 0 stopni i ciszę wiatrową – w zależności od wilgotności powietrza temperatura odczuwalna wyniesie około 0 stopni.
Ale jeżeli dojdzie nam wiatr 10m/s (w miarę spokojny…) temperatura odczuwalna spadnie na -15 stopni. W sytuacji ekstremalnej, przy wietrze 15m/s i temperaturze -15 stopni, przy przeciętnej temperaturze powietrza temperatura odczuwalna będzie już ponad 20 stopni niższa!.. (Poczujesz się jak na Syberii latem.)
Najbardziej podręczne- ubiór
 
Tu już więcej z własnego doświadczenia, niż z bloga. Zacznijmy od tego, że ubrania nas nie grzeją. One nas izolują (chyba że mówimy jakichś ubraniach z wbudowanym grzejnikiem). Inaczej mówiąc, ograniczają one utratę ciepła, które oddaje nasz organizm.

To, co utrzymuje je przy nas to powietrze. A ono potrzebuje przestrzeni. Stąd metoda ubierania się na tzw. cebulkę, o której każdy chyba słyszał. Kolejne warstwy ubrań, choćby cienkich, zatrzymują między sobą powietrze, a ono nas „ogrzewa”.
Jeżeli chcemy uniknąć nakładania na siebie niezliczonych warstw, polecam zwykły wełniany sweterek robiony przez babcię na drutach. Moim zdaniem nic nie sprawdza się lepiej. Naturalne materiały najlepiej izoluja ciepło, ponieważ do tego własnie zostaly stworzone przez naturę. Duże oczka w dzianinie swetra doskonale gromadzą gaz. Oczywiście warto nałożyć coś pod sweter oraz na niego, traktując go jako warstwę między ubraniami.
Należy również pamiętać, że najwięcej ciepła ucieka przez części odstające od naszego głównego, najbardziej masywnego korpusu. Mówie tu o uszach, palcach, głowie, szyi… One tez najszybciej drętwieją i bolą.
Głowa i uszy- tu niewiele. Wystarczy ciepła czapka zakrywająca nasze uszy. Jeżeli używamy kominiarki, ważne, żeby nie zasłaniała ust, ponieważ, gdy oddychamy powietrze zatrzymuje się na niej i zamarza, a usta wysuszają się i pękają
Palce u dłoni i dłonie- ważna rzecz, bo z unieruchomionymi palcami niewiele jesteśmy  w stanie zdziałać. Zadbajmy o nie, nakładając rękawiczki. Mogą być zwykłe, bawełniane przy niewielkim mrozie, jednak przy większym przydałyby się nam grubsze rękawiczki- najlepiej z jednym palcem. Palce mogą wtedy ogrzewać się nawzajem. Dobzre by było, gdyby były one nieprzemakalne (pamiętamy o działaniu wilgoci). Jeżeli jednak już nam zmarzną, polecam wsadzić gołe dłonie na moment pod pachy. Szybko wróci krążenie i na pewien czas jest nam ciepło.
Stopy i palce u stóp- buty i luz w butach. Buty najlepsi wysokie, żeby nie powpadał śnieg i nieprzemakalne. Luz  w butach tez nie do końca. Chodzi o miejsce na powietrze. Jeżeli nałożymy na stopy 5 par cienkich skarpet, wciąż będzie nam zimno, ponieważ nie będzie tam wolnego powietrza, które może się ogrzać. I znów polecam wełniane, szyte prze babcię skarpety.
Inne wrażliwe elementy takie jak Poliki i usta warto wysmarować wazeliną kosmetyczna lub innym tłustym kremem, który na pewien czas ochroni skórę od wilgoci i dostarczy izolacji.


Ruch
Niejednokrotnie słyszymy, że gdy jest nam zimno powinniśmy się poruszać. Racja. Chodzi o przywrócenie krążenia w ciele. To krew rozprowadza po nas ciepło i energię. Najlepsze są szybkie ćwiczenia angażujące całe ciało: pajacyki, bieg w miejscu z machaniem rękoma itp. Pompki i przysiady są raczej siłowe i niekoniecznie pozwolą nam się skutecznie rozgrzać.
Możemy się za to spocic. A to jest dośc niebezpieczne przy mrozach. Dostarczana jest wtedy kolejna wilgoć, która wyciąga z nas energię.
Ale ruch to nie tylko ruch doraźny. Mówię to z autopsji. Jeżeli sporo ćwiczymy w  domu, z rana, wieczorem czy w międzyczasie, nasze serce jest sprawniejsze i lepiej pompuje krew, która jeszcze przez kilka godzin sprawniej nas rozgrzewa. Nie chodzi tu o kondycję, a o sam ruch. Wiem, że już po 2-3 dniach bez ćwiczeń szybciej robi mi się chłodno niż normalnie. Polecam ćwiczyć.
Co do autopsji to jeszcze jako ciekawostkę chwilowe uczucie chłodu możemy łatwo opanowac uspokajając nas oddech i napinając mięśnie. Przy szybszym oddechu wpadamy jakby  małą panikę i drżymy, dając sobie sygnał, że jest nam zimno. Takie coś niekoniecznie jest dobre na dłuższe dystanse, ale na chwile może pomóc.


Ogrzewacze
Ciepło możemy i powinniśmy dostarczyc sobie również z zewnątrz. Istnieją  niewielkie i niedrogie ogrzewacze chemiczne, które przez kilkanaście minut grzeja nas jak małe termofor ki. Są rózne modele- do rąk, na twarz, pod stopy.
Inny sposób to płyny. Ciepłe płyny. Herbata  z cukrem i imbirem lub kardamonem. Cukier jest wazny, ponieważ dostarcza nam niezbędną energię. Powinniśmy go sobie dostarczac także  wraz z pokarmem, np. słodyczami.
Kolejny sposób to oczywiście ogień. Ale jeżeli idziemy, nie zawsze warto zajmować się prez kilkanaście minut układaniem ogniska. Co innego, jeżeli planujemy dłuższy postój. O ogniskach pisałem już kedyś wcześniej, więc tu nie będę się rozpisywał.
No i ostatni, moim zdaniem najlepszy sposób- przytulenie się do kogoś. Może  z ekonomicznego punktu widzeia nie zyskujemy tak energi, ale przynajmniej jej nie tarcimy, a dobry humor, który zyskamy, niejednokrotnie rozgrzeje nas bardziej niż cokolwiek innego.
Ostatnia sprawa- schronienie
Zacznijmy od tego, że ziemia ma większe ciepło właściwe, niż powietrze- czyli wyciąga z nas więcej energii- więc, jeżeli chcemy gdzies usiąść, koniecznie odgrodźcie się czymś od niej. Niech to będzie plecak, wypchany sianem worek na śmieci, chrust… Możecie też skorzystać  z drzew i tak na moment odgrodzić się od ziemi, jednak w zimie są one dość śliskie i Może skończyc to się upadkiem, więc lepiej pozostac przy plecaku.


W naszym wypadku raczej rzadko to się zdarza, ale jeżeli już planujemy pozsotac zimą w lesie na noc lub chcemy skryc się przed snieżycą, potrzebujemy dachu nad głowa i ścian.
Bardzo szybkim i niekoniecznie skutecznym sposobem może być skrycie się na myśliwskiej ambonie lub między drzewami/krzakami.
Trochę skuteczniejsze będzie wykorzystanie niedużego namiotu. Ważne, żeby był wodoodporny, to powietrze nie będzie tak szybko uciekało. Mały, ponieważ  łatwiej jest nam tam „nachuchać” ciepłego powietrza i zapewnić sobie przytulną atmosferę.
I jeszcze jedna opcja już dla bardziej zaawansowanych i wymagająca nieco nakładu pracy- szałas. Zimą  w lesie możemy znaleźć poodcinane gałęzie iglaste. Bardzo dobrze chronią od wiatru i izolują, jeżeli jest ich wystarczająco dużo. Wokół zazwyczaj jest też dostępny doskonały izolator- śnieg. Może nam posłużyć do budowy igloo, które jest bardzo skuteczne, skuteczniejsze niż namiot czy sam szałas.

Ogółem igloo budujemy, przykrywając śniegiem gałęzie ułożone w szkielet. Tutaj zamieszczam link z bardzije szczegółowym, obrazkowym opisem.
http://survivalpl.wordpress.com/2012/04/11/budowa-iglo/

To by było na tyle jeżeli chodzi o najważniejsze sprawy dotyczące ogrzania się w zimę.
Czuwaj
HO Konrad Fijałkowski



Grudzień



Czuwaj!
Coś na mijający miesiąc grudzień.

Ostatnio  z druhem Łukaszem składaliśmy radiotelefony w Harcówce. Nie zadziałały z braku baterii, ale mimo to pragnę wam nieco przybliżyć temat łączności.

Łącznością nazywamy wszelkie środki porozumiewania się an odległość w tym lusterka, chorągiewki i tym podobne, jednak ostatnimi czasy najbardziej rozwinięta jest komunikacja przy pomocy fal elektromagnetycznych, czyli przez radia. Ale może tak od początku- wymienię i przybliżę kilka z tych już wymarłych sposobów komunikacji na odległość.

 Dym
Jedną z ciekawych metod wysyłania informacji, które zostały spopularyzowane przez westerny były sygnały dymne. Za pomocą ognisk i koców Indianie wysyłali do siebie informacje w postaci chmur dymu, których częstotliwość wzlatywania w górę oraz ich wielkość określały pewne słowa. Znaki dymne były najczęściej stosowane przez Indian na polach bitew. Znaki dymne miały to do siebie, że widoczne są nawet z kilku kilometrów. Często znaki dymne były szyfrem, który był ciężki do odczytu przez wrogów lub intruzów. Warto też dodać, że znaki dymne zostały później używane nie tylko przez Indian, ale również przez wojska amerykańskie podczas wojny secesyjnej. Jak widać znaki dymne są dość ciekawym rodzajem przekazu informacji, lecz aby informacja była odczytywalna musi być spełnionych kilka warunków. Najważniejszym jest na pewno siła i kierunek wiatru oraz gęstość powietrza. Kolejnym ważnym warunkiem jest gęstość i kolor dymu, gdyż dym o jasnym kolorze nie ma takiego zasięgu jak dym w kolorze czarnym.

Gołębie
Wykorzystywane również po wynalezieniu i rozwinięciu komunikacji radiowej ptaki przenosiły na wielkie odległości maleńkie wiadomości umieszczane  specjalnych „plecaczkach” nad liniami frontu a także w czasie pokoju. Jako, że były one wykorzystywane przez aliantów, naziści starali się udaremniać ich loty poprzez własne ptaki- jastrzębie, które jako naturalni wrogowie gołębi polowały na nie i zabijały.

Lusterko i słońce
Lusterko i słońce lub po prostu latarka pozwalają wysyłać krótkie sygnały na spore odległości poprzez świecenie w danych momentach czasu. Oczywiście potrzebujemy do tego specjalnego szyfru, jakim jest alfabet Morse’a nie taki trudny do opanowania, a czasem przydatny choćby do tego celu. Dłuższy sygnał około 3 sekundowy oznacza kreskę, a krótki około 1 sekundowy oznacza kropkę :] Oczywiście możemy używać również gwizdka do tego celu, jednak sygnały dźwiękowe SA łatwiejsze do zauważenia przez niepożądane osoby i zakłócają spokój i np. leśna ciszę.

Semafory
Alfabet semaforowy – stosowany dawniej w żegludze kod naśladujący alfabet, złożony ze znaków nadawanych przez marynarza przy pomocy trzymanych w rękach chorągiewek. Każde ułożenie obu rąk z chorągiewkami względem osi ciała marynarza albo i harcerza  (także ich ruchy) oznacza inną literę, cyfrę lub znak specjalny. Po rozpowszechnieniu się łączności radiowej wycofany z użycia, pozostał we flotach wojennych ze względu na możliwość podsłuchu komunikacji radiowej.
Do sygnalizacji używamy chorągiewek o wymiarach 40 x 40 cm w dwóch kontrastujących kolorach, które łączy się po przekątnej albo tarcz sygnalizacyjnych o wymiarach 40 x 40 cm z uchwytami pośrodku.



































Znaki patrolowe
Coś, co chyba już każdy harcerz zna i przerabiał. Nie jest to sposób komunikacji bezpośredniej jak alfabet Morse’a Lecz pośredni. W sumie niewarto rozwijac, bo każdy wie, o co chodzi.

Komunikacja radiowa
            Telegrafy
Były to urządzenia nadające  w alfabecie Morse’a poprzez łączenie metalowej igły urządzenia  z jego resztą, co zamykało obwód prądu i powodowało pojawienie się kreski bądź kropki w kolejnej stacji telegraficznej.
            Radiotelefony
Inne proste  w użyciu urządzenia to CB radia i krótkofalówki wykorzystywane przez służby akie jak ochrona, policja oraz kierowców samochodów, jednak an nie potrzebna jest odpowiednia licencja. Krótkofalówki amatorskie możemy jednak używać bez licencji i robimy to często podczas biwaków i obozów. Zazwyczaj posługuje się nimi kadra.
            Telefony polowe
Czyli takie cuś jak leży tego u na s w Harcówce  a niedługo zostanie stamtąd przeniesione gdzie indziej. Do komunikacji potrzebuje długiego drutu, przez który przemieszczają się sygnały elektryczne odczytywane przez telefon i przetwarzane powrotem an dźwięk. W celu zadzwonienia podnosimy słuchawkę, naciskamy przycisk i kręcimy korbka, co wywołuje sygnał dzwonku  w kolejnym aparacie. Wszystko może być rozdzielone/połączone centralą, która umożliwia łączenie pożądanych aparatów.


Listopad



Listopad
Czuwaj!
No cóż,  dopiero listopad, ale Zimowisko już nie aż tak daleko. Pochwalę się, że jestem oboźnym. Jednym  z zadań przedakcjowych jest przygotowanie repertuaru musztry i zaprezentowanie jej. Niby każdy wie, co i jak, ale mimo wszystko wychodzi to różnie w naszym hufcu. Kilka podstawowych postaw i krótkie opisy.

Pozycja na Baczność
Poprzedza każdą inna komendę, zwyczajowo zachowywana podczas „Płonie ognisko i szumią knieje” oraz podczas początków rozkazów. Wiemy, po co. Ale jak wygląda? Otóż:
  • Osobnik wyprostowany
  • Pięty złączone
  • Ciężar ciała oparty na obu stopach
  • Palce rozchylone na szerokość własnej stopy, tworząc kat około 45 stopni
  • Brzuch lekko wciągnięty
  • Klatka nieco do przodu, poprzez odchylenie barków do tyłu
  • Mina poważna, oczy wpatrzone  w jeden punkt
  • Dłonie wzdłuż lini szwów na spodniach
  • Ręce proste w łokciach lub delikatnie ugięte
  • Uwaga, najciekawsze- po komendzie „Baczność!” nie kręcimy się, nie rozmawiamy i nie zwalniamy się z tej pozycji bez usłyszenia komendy „Spocznij!”

No to Spocznij!
Pozycja po każdej komendzie oprócz „Baczność!”. Chwila odpoczynku dla harcerza. Można się rozluźnić i poprawić mundur. Postawa:
  • Ciężar ciała oparty na jednej ze stóp
  • Lewa stopa wysunięta nieco w lewo i do przodu [o pół stopy] względem prawej
  • Ręce rozluźnione [za plecami można trzymać podczas musztry drużyny/szczepu, ale na większych wyjazdach jak Zlot Grunwaldzki nie wypada]
  • Wciąż nie wychodzimy z szyku i nie kręcimy piruetów; zbytnia wymiata zdań również niewskazana

Zwroty
Służą do obrócenia harcerzy w szyku  wdaną stronę. Każdy zresztą wie. Zazwyczaj poprzedzone komendą „Baczność!”. Tajniki:
·        Podczas zwrotów zachowujemy dość sztywną sylwetkę
·        Obracamy się na pięcie nogi od strony,  która będziemy się obracać i palcach stopy tej drugiej
·        Zwrot  w tył wykonujemy przez lewe ramię
·        Po zwrocie stoimy na spocznij
·        Zwrot wykonujemy około pół sekundy po usłyszeniu słowa „zwrot” poprzedzonego wskazaniem kierunku

Marsz
Czyli tak po harcersku „idź”.
  • Idziemy przed siebie
  • Pierwsze 3 kroki zawsze defiladowe czyli o prostych nogach i takie dość spore
  • Potem już tak raczej luźno
  • Patrzymy się przed siebie
  • Ruszamy od razu po komendzie „Marsz!”, nie czekamy na tych z przodu, bo tworzy się fala
  • Idziemy tyle kroków, ile nakazał prowadzący, chyba że powiedział po prostu „naprzód marsz” lub „za mną marsz”- wtedy idziemy do przodu lub za nim, aż do „od czoła stój”

Od czoła stój!
Szliśmy, szliśmy i stoimy.
  • Trzy kroki od komendy, a potem baczność i spocznij
  • Trzy kroki, ale w sumie to trochę jak dwa. Są one defiladowe. Pierwsza lewa noga-raz, potem prawa-dwa i dostawiamy lewą do prawej- trzy
  • To także robimy be czekania na resztę, jeśli zachowaliśmy odpowiednie odstępy  w szyku, nie będziemy mięli problemów, aby znów w nim stanąć


To kilka takich krótkich, podstawowych komend. Jest ich wiele, wiele więcej i każda potrzebna jest  winnej sytuacji. Wśród komend musztry znajdziemy „Padnij!”, w którym gwałtownie obniżamy swoją sylwetkę, ręce zajmują miejsce nóg, tamte do tyłu a klatka wisi nieco nad ziemi [tak, nie kładziemy się], granat w którym padamy na ziemie a następnie zasłaniamy uszy dłońmi, szereg twórz i inne śmieszne rzeczy. Wymieniłem te najbardziej podstawowe, ponieważ bez znajomości podstawy, nie możemy brać się za sprawy trudniejsze, a to pozostawiam już Waszym drużynowym.

A oto link do bardzo zacnie wykonanej musztry, choć wojskowej, Anie harcerskiej:


No to jeszcze na koniec, co by tak sucho nie było zabawa pokroju kluczy bądź ząbków, w która bawiłem się już kilkakrotnie ze swoją ukochaną drużyną.

Ciało do ciała
Wszyscy kładą się na ziemi rozrzuceni jak popadnie, jednak niezbyt daleko od siebie. Mamy COŚ. Np. miękkie kapcie Dh. Martynki pozostawione  w Harcówce. Jedna osoba gdzieś rzuca. Mówi imię kogoś z leżących. Ta osoba musi przeczołgać się po linii prostej po innych uczestnikach zabawy [starając się nie robić im krzywdy]. Łapie COŚ i rzuca gdzieś  w obrębie leżących, mówiąc imię kogoś innego. I tak dalej… Enjoy!

Październik



Październik
Czuwaj!
W tym miesiącu, a w sumie pod jego sam koniec niektórzy obchodzą Halloween. Często mówi się, że przyszło ono do na s z Ameryki, tzn. ze Stanów Zjednoczonych  Ameryki Północnej. W pewnym stopniu jest to prawda. Ale skąd tak naprawdę ono się wzięło? Osobiście jestem przekonany, że warto wiedzieć, po co, dlaczego i z jakiej przyczyny coś się robi. Dlatego też w tym numerze nieco o genezie Halloween.

Jedną  z opcji pochodzenia tej zabawy jest tradycja rzymskiego święta ku czci bóstwa owoców i nasion czyli Pomony. [tez pierwszy raz  wżyciu widzę te nazwę]. Jej symbolem był albo Róg Obfitości, albo kosz owoców, na którym siedziała.
Druga opcja to pochodzenie od również pogańskiego święta. Tym razem celtyckiego. Samhain było już znane co najmniej 2 tysiace lat temu w Irlandii, Anglii, Szkocji, Walii i Pn. Francji.
Fragment artykułu o  Samhain:
Według wierzeń w noc wigilii Samhain duchy osób, które zmarły w trakcie minionego roku oraz tych, które się jeszcze nie narodziły, zstępują na ziemię w poszukiwaniu żywych, by w nich zamieszkać przez okres następnego roku. Celtowie gasili wszelkie ogniska, kaganki i pochodnie, żeby ich domy wyglądały na zimne i niegościnne, a poza domem wystawiali żywność dla duchów. Sami ubierali się w stare, podarte ubrania i chodzili po wsiach udając brudnych włóczęgów, dzięki czemu miał ich nie zechcieć żaden duch.
Z drugiej strony Wikipedia podaje:
Druidzi (kapłani celtyccy) wierzyli, iż w dzień Samhain zacierała się granica między zaświatami a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej było się przedostać do świata żywych. Duchy przodków czczono i zapraszano do domów, złe duchy zaś odstraszano. Ważnym elementem obchodów Samhain było również palenie ognisk. Na ołtarzach poświęcano bogowi resztki plonów, zwierzęta i ludzi. Paląc chciano dodawać słońcu sił do walki z ciemnością i chłodem. Wokół ognisk odbywały się tańce śmierci.
Czyli z jednej strony gaszono ogniska, a drugiej rozpalano je i bawiono się przy nich.
Tak w sumie to nie wiem, jak to było, ale pewnie chodziło o to, że paląc ogniska  tylko  miejscach do tego przeznaczonych Celtowie odciągali duchy od swoich domów. Taka fałszywa przyneta.
Potem te święto zostało nieco przytępione przez Kościół katolicki, który przeniósł święto Wszystkich Świętych na przełom października i listopada. W ten sposób tak naprawdę robiono to samo, ale można było udawać, że robi się całkiem co innego :]

Podczas Samhain Druidzi przebierali się za upiory, nakładali maski z warzyw, które przypomniały twarze demonów itd. To najpewniej stąd wzięła się tradycja Wycinania dyń i przebierania się.
Choć co do dyń…Z tym związana jest pewna legenda.
Niestety nie jestem w stanie jej dokładnie przytoczyć, ponieważ czytałem o tym już kilka lat temu, ale kabaczek [nie dynia] miał chyba być upodabniany do głowy jakiegoś legendarnego okrutnego mordercy, który tak w sumie ją stracił, ale jako potępiony duch w dalszym ciągu musiał zasuwać konno bo Wyspach Brytyjskich. A jak wiadomo, ludzie raczej boją się bezgłowych jeźdźców, więc wystawiano lampiony w czymś, co przypominało jego utracona głowę i miało go odstraszyć.

Samhain, Samhain… Dużo tego Samhain. Celtowie, Rzymianie… My jako Słowianie również mieliśmy swoje święto. Mniej więcej w tym samym terminie. Były to tzw. Dziady.
Nasz wieszcz- Adam Mickiewicz- sporo napisał na podstawie tej tradycji. Różniła się ona troche od celtyckiego uciekania przed duchami. Jak wiadomo, Polacy są bardzo gościnnie mili i chętnie pomagają bliźnim. Również tym martwym. Słowianie nie chowali się przed duchami. Oni je zapraszali. Rozmawiali  z nimi, częstowali mlekiem i jedzeniem… Wszystko po to, aby umożliwić niespokojnym duchom pójście do raju. Nie  każdym się dawało. Wtedy  duszek był po prostu odpędzany i nikt z bardzo się nim nie przejmował. Ten obrządek, mimo że taki szlachetny, także został przytępiony przez chrześcijaństwo. Smutno…

Dość o genezie. Współcześnie Halloween to nie ganianie duchów a zabawy i żebranie o cukierki – w Polsce chyba jeszcze nie bardzo popularne. Kilka Helołinowych zabaw:

Chwytanie jabłek:
Chwytanie jabłek zębami to najpopularniejsza zabawa na Halloween. Polega ona na tym, że zawodnik musi (bez pomocy rąk) zjeść całe jabłko wiszące na sznurku. Zabawę można uatrakcyjnić, jeśli wybierzemy jabłka otoczone w karmelu - to tradycyjny przysmak na Halloween.

Mumia:
Do tej zabawy będzie potrzebny papier toaletowy w rolkach ( najlepszy będzie zwykły, szary papier). Uczestnicy mają się dobrać w pary. Każda z par dostaje rolkę papieru. Jedna osoba z pary będzie mumią, zaś druga - zawijać mumię w papier. Wygrywa ta para, która najszybciej poradzi sobie z tym zadaniem.

Balonowa ruletka:
Do balonów włożyć pojedyncze karteczki z zadaniami. Uczestnicy zabawy przekłuwają balony i wykonują zadania z kartki. Za te wyczyny należy im się nagroda, np. słoik łakoci.

Do tego dochodzi np. malowanie upiora na balonie, szukanie cukierków czy inne mało finezyjne zabawy.

Wklejam kilka linków  instrukcją robienia tradycyjnej główki mordercy, tzn, lampionu  z dyni:

I na koniec wierszyk do żebrania cukierków:
My jesteśmy straszne zmory,
Bardzo groźne z nas upiory,
Jeśli nie chcesz się nas bać,
musisz nam cukierka dać.

Duchy, zjawy i upiory,
Diabły, strzygi, inne zmory,
Dzisiaj ze swych grobów wstają
i do Twoich drzwi pukają,
Jeśli nie chcesz ich się bać,
Musisz im cukierka dać.

Wrzesień



Wrzesień
Koniec wakacji, ruszamy do szkoły. 1 września to smutna data. Już nie pośpimy do południa, nie poobijamy się całe dnie. Ale nie tylko to jest warte uwagi. Pamiętajmy, że 1 września 1939 roku wolna Rzeczpospolita została po raz  wtóry zaatakowana. Ogólna historie poznajemy w szkole Ja postaram się Wybrać te ciekawsze momenty. Głównie  z początku wojny.

Ekspansja III Rzeszy nie rozpoczęła się od Polski.  Jednak to ona jako pierwsza postawiła wyraźny opór, co zaskutkowało działaniami zbrojnymi.

1.09.1939- Bombardowanie Wielunia
Powszechnie mówi się, że atak an Polskę rozpoczął się od ostrzału Westerplatte. Jednak już wcześniej o godzinie 4:40 rozpoczęło się bombardowanie miasta Wieluń.
Ataki były przeprowadzone przez bombowce nurkujące typu Ju 87B. Jest ono przywoływane jako przykład bestialstwa i nieuzasadnionego terroru niemieckiego lotnictwa. Nalot przeprowadzono nagle, bez wypowiedzenia wojny Polsce przez III Rzeszę. Jego skutkiem było zniszczenie zabudowy miejscowości w 75 procentach, ze szpitalem i zabytkami włącznie. Szacunki odnośnie strat w ludności są bardzo rozbieżne.
Zazwyczaj przyjmuje się, że nalot na Wieluń rozpoczął II wojnę światową, jako pierwszy chronologicznie akt agresji Niemiec wobec Polski, nie ma jednak w tej sprawie jednomyślności.
1.09.1939-7.09.1939- Obrona Westerplatte
O tym już uczymy się w szkole. Napiszę więc głównie to, czego sam się dowiedziałem, odwiedzając te miejsce.
Nie był to po prostu atak. Schleswig-Holstein był rzekomo statkiem szkoleniowym, którym niemieccy marynarze  wpłynęli do Gdańskiego portu. Warto zaznaczyć, że Gdańsk był wtedy wolnym miastem. Nie należał Bezpośrednio do Polski. Wracając, pod pokładem ukryci byli niemieccy żołnierze, więc atak odbył się niejako podstępem. Samo Westerplatte nie jest żadną twierdzą. Jest to kilka niewielkich budynków, które miały być gotowe do obrony przez kilka godzin. Mimo to, wytrzymały kilka dni- Az do wykończenia się amunicji. Jest to tym bardziej imponujące, iż niektóre wybuchy przy uderzeniach pocisków były na tyle silne, że w domach osiedli położonych na drugim brzegu Wisły i dość znacznie oddalonych pękały szyby.
Chwała bohaterom Westerplatte!
7-10.09.1995- Obrona Wizny
Może jest to przesadzone, a może nie, ale obrona Wizny jest punktem wartym uwagi. Oto, co mówi Wikipedia [informacji szukałem również na inych stronach,a le artykuł na Wikipedii jest całkiem zacny i o dziwo nie było z bardzo czego wycinać]:
7 września pod Wiznę podeszły oddziały rozpoznawcze 10 DPanc z gen. von Falkenhorsta, które rozbiły pluton konnych zwiadowców. 8 września na przedpolu Giełczyna rozpoczęły działania zaczepne pododdziały brygady fortecznej „Lőtzen”.
Gen. Guderian, twórca doktryny wojny błyskawicznej, nie był zadowolony z postępów GA Północ i obawiał się, że polskie siły wycofają się spod Warszawy i po przegrupowaniu za Bugiem będą zdolne do dalszego oporu. Zaproponował on, aby XIX Korpus uderzył przez Wiznę w kierunku Brześcia i jeszcze tego samego dnia korpus ten, składający się z dywizji pancernej i 2 dywizji zmechanizowanych, ruszył w kierunki Wizny.
9 września wojska Guderiana dotarły do pozycji zajmowanych przez 10 Dywizję Pancerną i osobiście przekonał się, że niemieckie raporty o przełamaniu obrony są nieprawdziwe. Niemiecka piechota przeprawiła się przez rzekę, ale nie dotarła do betonowych polskich umocnień. Pomimo całodziennego ostrzału artyleryjskiego i działań niemieckiego lotnictwa dzień wcześniej oddziały 10 DPanc nie były w stanie posunąć się do przodu.
Przed południem, po uprzednim dwugodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, na polskie pozycje ruszyła niemiecka piechota wspierana przez czołgi. Ze schronów pozbawionych wentylacji nie można było strzelać na skutek dymu, więc broń wyniesiono do okopów. Przy jednym z polskich dział zginął porucznik Stanisław Brykalski, który wraz z kpt. Raginisem jeszcze przed walką złożyli przysięgę, że nie oddadzą żywi swoich pozycji. Polacy odpierali kolejne fale niemieckiego natarcia, lecz już wkrótce Guderian zauważył niedostatki polskiej obrony przeciwpancernej – do 2 karabinów przeciwpancernych Ur Polacy mieli jedynie 20 sztuk amunicji. Pomimo tego polskim obrońcom udało się zniszczyć kilkanaście czołgów.
Po południu 9 września Guderian zmienił taktykę – teraz czołgi podjeżdżały pod poszczególne schrony, przecinając komunikację pomiędzy polskimi punktami oporu, a następnie izolowane schrony okrążała i zdobywała piechota. Około godziny 18 pozbawiony broni maszynowej i wentylacji, schron Kurpiki poddał kapitan Wacław Szmidt. Niemcy zajmowali kolejne umocnienia, lecz do zmroku nie udało im się zająć wszystkich.
O świcie 10 września do ataku ruszyli ponownie Niemcy i ostatni padł schron kpt. Raginisa na Górze Strękowej. W trakcie walki przy polskim schronie pojawił się niemiecki parlamentariusz, stawiając Raginisowi ultimatum, że albo bunkier się podda, albo polscy jeńcy wzięci w czasie bitwy zostaną rozstrzelani. Wobec faktu, że większość obrońców była w różnym stopniu ranna, a amunicja była na wyczerpaniu, po godzinie namysłu Raginis rozkazał swoim żołnierzom opuścić schron, a sam rozerwał się granatem.
Wizna nazywana jest czasem „polskimi Termopilami” ze względu na bohaterską obronę Polaków. Niektórzy uważają jednak, że nie miała ona większego znaczenia dla działań wojennych i nie zasługuje na te miano. Innego zdania jest jednak zespół Sabaton, który nagrał piosenkę 40:1. Osobiście polecam zarówno ze względu na tekst jak i samą muzykę.
To kilka wydarzeń  z początku drugiej wojny światowej w Polsce. Cała jej historia nie jest zbyt wesoła i również zbyt długa, abym całą ja opisywał. Umieszcze tu jednak jeszcze opis Blietzkriegu czyli taktyki wojny błyskawicznej stosowanej przez wojska Adolfa Hitlera.
Blietzkrieg to sposób ataku fazowego, trzeba przyznać, dość skuteczny. Polega na niszczeniu terenów/oddziałów przeciwnika od celów największych po najmniejsze przy ograniczeniu ryzyka strat własnych. Pierwsza fazą był nalot i bombardowanie, który rozpoczynał niszczenie umocnień, zbrojowni, lotnisk i innych miejsc strategicznych. Upośledzało to działania obronne najechanego terenu. Następnie wkraczała artyleria i piechota, tóra wykańczała obrońców. Ogółem blitzkrieg zakładał zmasowanie sił w pierwszym uderzeniu i wyniszczenie wroga  w jak najkrótszym czasie. Dywizje pancerne miały oskrzydlić jego pozycje, a centralnie uderzała piechota wraz  artylerią. Wyróżniająca cecha wojny błyskawicznej było zachowanie dywizji pancernych, które nie zatrzymywały się w celu umocnienia pozycji, a parły wcią z w głąb terytorium wroga przy zmasowanym wsparciu sił powietrznych.

Sierpień



Czuwaj
Kończy się miesiąc, kończą się wakacje i wypadałoby coś zamieścić. Tak jak zapowiadałem, pojechaliśmy z Druhem Pawłem Szpakowskim na tydzień obozu, na którym dokształcaliśmy się z zakresu pionierki obozowej. Jechaliśmy na Wielkopolskę, ale wylądowaliśmy w Kotlinie Kłodzkiej. No cóż... Pracowaliśmy z 23 DSH Skaut z Krotoszyna, której prace możecie podziwiać pod tym linkiem: https://picasaweb.google.com/100636418347051201252/Pionierka23DSHSKAUTKrotoszyn . Sami tez takie coś budowaliśmy. Mam nadzieję, ż kiedyś uda nam się zdobyć środki i materiały, żeby zrobić coś takiego naszym hufcem.

Pionierka, znowu pionierka
Znowu jako główny temat wezmę sobie pionierkę obozową. Niestety, ale na tym jako tako się znam i to lubię i sądzę, że warto by to przekazać młodszym pokoleniom, czyli Wam, Drodzy Harcerze.
Tym razem weźmiemy się za podstawowe węzły, które pozwalają budować takie cuda jak w powyższym linku bez użycia jednego gwoździa.

Pierwszy węzełek
To na nim opierają się wszystkie konstrukcje, Dzięki kilku-kilkunastu obwinięciom, zyskuje wytrzymałość pozwalająca utrzymać kilkaset kilogramów, a może i więcej [przy użyciu białego sznurka do snopowiązałki]. Węzeł ten przydaje się tez przy budowie rusztowania szałasu, bramy obozowej, półek… Wszystkiego, gdzie trzeba przytwierdzić jedna belkę do drugiej. Wbrew pozorom jest to wygodniejsze i bardziej skuteczne rozwiązanie niż przybijanie gwoźdźmi. Poniżej umieszczam instrukcję piktograficzną. Mam nadzieję że jest ona wystarczająco jasna. Jeżeli nie, piszcie do mnie na Facebuku albo najlepiej osobiście się zgłaszać.
Zaczynamy od przywiązania do tej sztywniejszej, bardziej stabilnej belki. Następnie oplatamy te drugą tak jak an rysunku. Ciężko mi to wyjaśnić słowami. Na końcu dociskamy powstały oplot kolejnym oplotem, tym razem w innym kierunku no i wiążemy. Kaniec. Wytrzymałość takiego węzła zależy od dociśnięcia sznurka oraz przede wszystkim ilości splotów. W przypadku belek nośnych konstrukcji jest to ok. 18 splotów a w przypadku np. drabiny- od 4 do 5.







Kolejna sprawa…
Żeby móc wygodnie wiązać zarówno takie węzły jak i prycze, których budowę musze sobie dokładniej przypomnieć, więc być może dopiero  w następnym miesiąc, trzeba wygodnie operować sznurkiem. Musimy więc wykonać sobie  rodzaj szpulki, i nią się posługiwać. Potrzebny jest nam do tego celu mocny, niełamiący się w rekach kijek o gładkiej powierzchni, żeby nie kaleczył nam rąk. Do wyplatania prycz potrzebny jest nam krótki kijek i nie za dużo sznurka, żeby móc łatwo manewrować między linkami, a w przypadku dużych belek nośnych wygodniej jest posługiwać się większym naplotem sznurka. Zawsze zawijamy go jak najciaśniej i pod pewnym kątem, żeby nie zsuwał nam się podczas pracy.
Zaczynamy od przyłożenia sznurka do kijka, Oplatamy go w kierunku jego końca pod katem około 35 stopnia następnie wracamy pod takim samym kątem. Kolejne warstwy przywiązujemy wzdłuż pierwszych naplotów aż do powstania pięknej, estetycznej szpulki. Całkiem innej niż ta na  rysunku nr 4.

Kilka innych przydatnych węzełków

Prosty
Opis
Jeden z najprostszych węzłów. Jest punktem wyjścia do wielu innych węzłów i kombinacji. Bardzo często mylnie nazywany płaskim. Przy wiązaniu może nastąpić pomyłka i zawiąże się węzeł babski
Wiązanie
Właściwie nie wymaga komentarza. Można go zawiązać mając oba końce w rękach, albo z jednej strony mając tylko uszko. Przeplatając linkę (tak jak przy wiązaniu buta) należy uważać aby linka która wychodzi pod spodem również w drugiej linii znalazła się tam. Jeśli nie - wyjdzie węzeł babski
Zastosowanie
Służy do łączenia dwóch lin które nie są zbytnio obciążone. Jeżeli ma jedną zawleczkę - jest to węzeł refowy jeśli dwie to wiązanie sznurówek.
Uwagi
Największe niebezpieczeństwo występuje wtedy gdy próbuje się zawiązać węzeł jednym końcem przeplatając istniejącą pętelkę. Należy uważać aby oba wolne końce były po tej samej stronie. Jeśli będą po przeciwnej wówczas liny rozsuną się przy obciążeniu. Widać, że sam węzeł wygląda identycznie


Wantowy
Bardzo prosty, ale niezwykle skuteczny w łączeniu dwóch lin. Po prostu na jednej i drugiej wiążemy supeł. Supły potem zatrzymują się an sobie wzajemnie i to tyle.

 
Wyblinka/ósemka pionierska
Węzeł dość praktyczny. Można szybko i łatwo przyczepić coś dzięki niemu, np. belkę, żeby wciągnąć  ją na drzewo Bierzemy linkę, robimy dwie pętelki i stykamy ja ku sobie tymi mniej płaskimi stronami. I wygląda to ostatecznie tak:




Czuwaj! 
Ćwik Konrad Fijałkowski


Lipiec



Czuwaj!

Postanowiłem nieco urozmaicić naszą hufcową stronę gazetką- miesięcznikiem, dla harcerzy z Giżycka i okolic. Nie będzie ona zbyt długa, a tym bardziej skomplikowana. Jest to pierwsze wydanie, więc prosiłbym o jak najwięcej opinii na jego temat, aby wiedzieć, co poprawić i co dodać. Mam w planach zawrzeć w niej krótkie artykuły  podstawowych umiejętności harcerskich takich jak pionierka czy samarytanka, a także wzbogacać nasza wspólna wiedzę o ciekawostki, nowe pląsy, gry i zabawy. Te wydanie jako pierwsze będzie zapewne najkrótsze, ponieważ musze wiedzieć, czego tak naprawdę ode mnie oczekujecie. To tak na wstęp, lecimy.

Pionierka obozowa
            Już  sierpniu wraz z druhem Pawłem Szpakowskim jedziemy na Wielkopolskę na obozowy kurs z zakresu pionierki. Gdy go ukończymy, będziemy mogli pełniej i wygodniej przedstawiać wam umiejętności z tego zakresu.
            Chyba najważniejszą umiejętnością  w pionierce obozowej jest rozpalanie ognia. Jak czasem można zauważyć, nie jest to tak prosta umiejętność, jakby się to mogło wydawać. Potrzeba odpowiedniego drewna, rozpałki, źródła intensywnego promieniowania podczerwonego [no ognia] i przede wszystkim umiejętności. Zaczniemy od miejsca.

Miejsce na ognisko
            Przede wszystkim musimy wiedzieć do czego te ognisko będzie nam potrzebne. Planując zorganizować przy nim kominek nie możemy przecież zrobić go na skarpie, ponieważ w ten sposób ciężko będzie nam zamknąć porządny krąg. To taki przykład. Ważną, jeżeli nie najważniejszą sprawą jest bezpieczeństwo. Pamiętajmy o odpowiedniej odległości od namiotów/szałasów/zabudowań a tym bardziej od lasu. Planując ją musimy wiedzieć, na ile chcemy rozpalić ognisko. Należy wziąć pod uwagę iskry, które niosą bardzo wysoka temperaturę i mogą łatwo wypalić dziurę w namiocie albo skórze.
            Sam ogień rozpalamy najczęściej w kręgu pozbawionym darni [trawy, mchu, igieł] i otoczonym kamieniami lub grubymi kłodami-czasami robimy tak, aby mogły się one szybciej wysuszyć i potem lepiej się palić.
            W pobliżu powinniśmy mieć przygotowany P.Posz. czyli coś do gaszenia ognia. Najlepszy w tym wypadku jest piasek, który szybko odcina dopływ tlenu. Gaszenie wodą nie jest zbyt harcerskie, a poza tym przy wysokich temperaturach może nastąpić eksplozja pary wodnej, co zakończyć może się poparzeniem lub/i kilkoma patyczkami wbitymi w twarz :]

Drewno i rozpałka
            Jako rozpałka najlepsza jest kora brzozowa. W naszych terenach wcale nietrudna do zdobycia a pali się świetnie dając dużo ciepła potrzebnego do zapalenia kolejnych warstw ogniska. Podobno pali się nawet na mokro. Osobiście próbowałem. Pali się na mokro. Ale tylko w dobrze napalonym piecu, gdzie szybko wysycha. Może komuś jednak to się udało. Nie wnikam. Polecam jednak mieć zawsze w swoich spodniach polowych listek zabezpieczonej od wilgoci kory brzozowej.
            Kolejna warstwa to igły i chrust. Igły tylko wyschnięte i suche. Czyli żółte- ani zielone, ani czarne. Pala się bardzo dobrze, jednak krótko, zostawiają dużo popiołu, który
 w nadmiarze może przytłumić słaby płomyk [gdy wypalą się igły, a nie zajmie się drewno]
oraz powodują wiele iskier. Chrust łatwo znajdziemy  pobliżu wszelkich iglastych drzew. Szczególnie tych starszych. Podczas deszczu ten leżący na ziemi często okazuje się mokry, jeżeli nie zakrywają go gałęzie, jednak to nie problem. Na iglakach takich jak świerk o poziomu około 2 m możemy znaleźć suche wystające patyczki rosnące prosto z pnia. Od dawna martwe, pozbawione soków, igieł itd.
            Potem dokładamy już tylko coraz grubsze patyczki, dając pierwszeństwo tym z drzew iglastych. Łatwiej się zapalają. Jednak jeżeli planujemy upiec sobie kiełbaski polecam raczej drewno z drzew liściastych, w innym wypadku mogą być one gorzkie.

Podstawowe typy ognisk
Poniżej umieszczam poniżej kilka podstawowych typów ognisk wraz z króciutką informacją o ich zastosowaniu.

  1)  bezpieczne ognisko nocne  - umożliwia sen przy ogniu bez niebezpieczeństwa stoczenia się kłód gdyż są one przytrzymywane ,
2)  ognisko długotrwałe  - rozpala się je w rowku lub na ziemi przy pomocy 2 kłód utrzymujących żar - można gotować stawiając menażki na kłodach ,
3)  ognisko "T"  - dogodne do gotowania - ogień utrzymuje się w górnej części litery "T" , skąd pobiera się żar do gotowania w dolnej części ,
4)  ognisko "wigwam" - dogodne do gotowania i do ugrzania się lecz zużywa wiele opału ,
5)  ognisko "gwiazda"  - przydatne jeśli zależy nam na oszczędnym zużyciu opału lub na niewielkim ogniu gdyż sam ogień pali się pośrodku "gwiazdy" ,
6)  ognisko "dziurka od klucza"  - należy wykopać dołek w ziemi w kształcie dziurki od klucza - ma podobne zalety jak ognisko długotrwałe ,
7)  ognisko "piramida"  - pali się długo i można je wykorzystywać jako ogień na całą noc ,
8)  ognisko "studnia"  - zapewnia dużo ciepła i światła dzięki dużemu dopływowi powietrza - dobrze do gotowania i sygnalizacji.

Są to jedynie podstawy, krótkie informacje. Lepiej zrozumiecie to, gdy sami stworzycie ognisko na biwaku drużyny czy szczepu.

Może jakaś nowa zabawa?
Czasem zajęcia obozowe albo zlotowe nie wypalą, czasem coś pójdzie nie tak. Ale my jesteśmy harcerzami. Nie możemy siedzieć  namiotach z założonymi rękami! Ruszmy się trochę, pokażmy, że jesteśmy lepsi niż komputerowe no-laify niewidzące życia poza grą. Mimo wszystko wciąż te same gry mogą nam się znudzić. Dorzućmy coś nowego, a może po prostu tuningujmy?

 Oto prosta metoda, aby nieco ulepszyć mafię.
            Wszyscy znamy podstawowe zasady, postaci.- Cattani, mafia, plebs. Ale po pewnym czasie trochę tego mało. Dorzućmy kilka nowych funkcji. Będziemy potrzebować losów. Dobra role spełniają tutaj karty do gry lub po prostu kartki z napisanymi rolami. Bierzemy ich tyle, ilu uczestników, tasujemy i rozdajemy. Oczywiście nikt nie może wiedzieć, kto ma jaką. Oprócz mafii, szeryfa i mieszkańców zaznaczymy na początek jeszcze 3 postaci: damę, magika i szaleńca.
            Oto ich funkcje:
  • Magik- budzi się przed wszystkimi i wskazuje wybrane 2 osoby. Wtedy zamieniają się one swoimi losami, a więc i funkcjami. Może to jednak uczynić jedynie raz  wciągu gry.
  • Dama- budzi się tuż po Magiku [lub pierwsza, gdy magik już nie może] i wybiera wskazaniem palca osobę, która pójdzie dziś z nią na randkę. Osoba ta nie może zostać zabita w ciągu nocy.
  • Szaleniec- może ujawnić się raz  wciągu gry i podczas głosowania popełnić samobójstwo, zabijając przy tym jedną inną osobę wybrana przez siebie.

Grę wzbogacić możemy poprzez dodanie wiele innych funkcji takich jak Bossa Mafii, który podejmuje ostateczną decyzję, Ochroniarza- wybiera on sobie jakąś osobę na dana noc, i gdy mafia ją wybierze, ginie on, a nie ona oraz Cudotwórcę- raz  wciągu gry może wskrzesić on wybraną osobę. Wydaje mi się jednak, że te 3 dodatkowe postaci na początek wystarczą.



Jak już zaznaczyłem, jest to pierwszy „numer”. Taka mała próbka. Chciałbym wiedzieć, czego byście oczekiwali od tej gazetki, abym mógł ja ulepszyć. Możecie przysyłać mi na adres vertex.vi@gmail.com wszelkie zdjęcia i relacje ze zbiórek/wyjazdów. Postaram się wybrać najciekawsze a następnie je tu umieszczać. Opinie proszę nadsyłać na facebukowy adres Tornado Imienia Zawiszy Czarnego, chyba że Druh Pepa stworzy nam tu jakieś oddzielne miejsce, który by na to pozwoliło.

Ćwik Konrad Fijałkowski


             
                                                                                             


                                                                                             

Czuwaj!

Czuwaj!
Już kilkakrotnie próbowałem publikować swój miesięcznik na różnych stronach w tym naszego hufca [padła] i forum Druha Pepy, które tez coś nie działa.Facebuk tez mnie odrzucił.. To  w końcu spróbowałem bloga. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Wrzucę zaraz wszystkie artykuły, które pisałem od lipca włącznie, ponieważ chyba nigdzie indziej ich nie zobaczycie.
Biorę się za edycję.
HO Konrad Fijałkowski